ŁUGÓW
Ługów położony jest 3 km na północny zachód od Świebodzina, przy drodze do Lubrzy.
Jak wiele innych osad w okolicy, tak również Ługów był prawdopodobnie pierwotnie posiadłością rycerską, która przed rokiem 1257 w części przeszła na własność klasztoru w Paradyżu. Przez następnych 300 lat wioska pozostaje w rękach zakonników, choć z tego czasu mamy bardzo skromne o niej informacje.
W XVI wieku dobra Ługowskie są na krótko w obcym, szlacheckim posiadaniu, ale w 1562 roku powracają do cystersów. Ponownie znalazły się w trzyletnim zastawie w latach 1599 -1602, po to, aby zakonnicy mogli zapłacić wysoki podatek na wojnę z Turkami. Bardzo źle oceniła takie działania specjalna komisja, złożona z przedstawicieli biskupa wrocławskiego oraz władz cysterskich, która zaleciła niezwłoczne jego wykupienie, z czym jednak cystersi mieli spore kłopoty. W początkach XVIII wieku świebodzińscy księża, do których odtąd należała tutejsza skromna kaplica, udzielali pierwszych chrztów i komunii mieszkańcom Ługowa. Cystersi tymczasem zadbali o dalszy gospodarczy rozwój wioski. Między innymi wystąpili do cesarza o obniżenie podatku (1670 r.) oraz popierali wolność dla dochodowego wyrobu i sprzedaży piwa. W początkach XIX wieku, kiedy państwo przejęło majątki cysterskie, Ługów kilkakrotnie zmieniał właścicieli. Gospodarzyli oni w niewielkim, ok. 250-hektarowym majątku, gdy tymczasem większość gruntów, ok. 450 hektarów, posiadali miejscowi chłopi. Przez dłuższy czas, bo od 1879 roku do czasów I wojny światowej, gruntami dworskimi dysponowała rodzina Student, a później radny powiatu J. Herter. W XX wieku wioska liczyła 280 mieszkańców (1932 r.), którzy w zdecydowanej większości byli katolikami, Gospodarze posiadali zwykle po ok. 25 hektarów ziemi i specjalizowali się głównie w hodowli krów. W połowie XIX wieku, na miejscu średniowiecznej kaplicy fundowanej przez opata z Paradyża, wybudowany został niewielki kościół. Stało się to za sprawą energicznego proboszcza parafii św. Michała w Świebodzinie R X. Künzera. Stanęła neogotycka, ceglana świątynia jednonawowa z wieżą wyrastającą z kalenicy dachu. Prace budowlane prowadziła firma L. Kramma ze Świebodzina.
O ptronce kościoła filialnego w Ługowie
- Św. Elżbiecie Węgierskiej:
Z listu napisanego przez Konrada z Marburga, kierownika duchowego św. Elżbiety
Elżbieta rozpoznała i umiłowała Chrystusa w ubogich
"Odtąd Elżbieta coraz bardziej zaczęła jaśnieć cnotami. Całe życie była pocieszycielką ubogich; teraz się poświęciła całkowicie opiece nad potrzebującymi. W pobliżu jednego ze swych zamków poleciła zbudować szpital, w którym zgromadziła wielu chorych i słabych. Hojnie rozdzielała dary miłości wszystkim, którzy prosili ją o wsparcie nie tylko na tym miejscu, ale na każdym innym podlegającym władzy jej małżonka. Wszystkie dochody, pochodzące z czterech księstw swego małżonka, wyczerpała do tego stopnia, iż w końcu na potrzeby ubogich nakazywała sprzedawać klejnoty i kosztowne szaty.
Dwa razy na dzień, rankiem i wieczorem, miała zwyczaj odwiedzać chorych. Osobiście posługiwała tym, którzy cierpieli na odrażające choroby, podawała posiłek jednym, poprawiała posłanie drugim, niektórych dźwigała na ramionach i spełniała wiele innych dobroczynnych posług. W tym wszystkim podtrzymywał ją błogosławionej pamięci małżonek. Na koniec po śmierci swego małżonka, starając się o jak największą doskonałość, pośród wielu łez prosiła mnie, abym pozwolił jej wędrować od drzwi do drzwi i prosić o jałmużnę.
W Wielki Piątek, kiedy ołtarze były obnażone, złożywszy ręce na ołtarzu, w kaplicy swego miasta, dokąd sprowadziła Braci Mniejszych, w obecności świadków wyrzekła się własnej woli i tego wszystkiego, co Zbawiciel w Ewangelii zalecał porzucić. Następnie skoro zrozumiała, że mogłyby ją uwieść sprawy świata oraz ziemski przepych, którego doznawała otoczona szacunkiem za życia małżonka, wbrew mojej woli udała się do Marburga. Tu zbudowała szpital i zgromadziła chorych i ułomnych; zapraszała do swego stołu najbardziej ubogich i pogardzanych.
Wobec Boga stwierdzam, że pomimo jej czynnego życia rzadko spotykałem niewiastę, która by w tak wysokim stopniu obdarzona była darem kontemplacji. Niektórzy zakonnicy i zakonnice zauważali często, iż kiedy powracała z modlitewnego odosobnienia, jej twarz jaśniała niezwykle, a oczy błyszczały jakby promieniami słońca.
Przed śmiercią wysłuchałem jej spowiedzi. Kiedy zapytałem, jak rozporządzić majątkiem i sprzętem domowym, odparła, że wszystko, co jeszcze wydaje się posiadać, należy do ubogich. Prosiła też, abym rozdał wszystko, z wyjątkiem zwykłej tuniki, którą miała na sobie i w której chciała być pochowaną. Po wydaniu tych rozporządzeń przyjęła Ciało Pana. Następnie aż do godzin wieczornych mówiła dużo o tym, co najpiękniejszego usłyszała w kazaniach. Wreszcie polecając Bogu z największą pobożnością wszystkich obecnych, jak gdyby zapadając w łagodny sen, oddała ducha."